Raz na wozie, raz pod wozem. 96 допаѓања. Strona dla fanów motoryzacji :) witryna internetowa w przebudowie przepraszamy.

I nie chodzi bynajmniej o komentarz do bieżących wydarzeń politycznych, ale o nową-starą kreskówkę Disneya, na której wychowało się jedno pokolenie i, być może, wychowa następne. Suchy żart mamy za sobą, czyli możemy jechać dalej. Spośród rzeczy formacyjnych, które ukształtowały naszą popkulturową świadomość, zwykliśmy wymieniać – przykłady pierwsze z brzegu – komiksy Marvela, Gwiezdne wojny i animację z Batmanem nadawaną o poranku na Polsacie, a potem The X-Files i inne Opowieści z krypty. Mało kto jednym tchem wymienia kreskówki, których bohaterami nie byli zakapturzeni mściciele. Dopiero po chwili refleksji i z drugim oddechem przychodzą kolejne tytuły, między innymi te z Kaczkami. A przecież ze świecą szukać spośród czytających te słowa kogoś, kogo nie wychowały Giganty i Kacze opowieści. O ile ma, oczywiście,DuckTales przynajmniej te trzy dychy na karku. Dlatego, kiedy ze dwa lata temu rozeszło się, że Disney przygotowuje reboot swojego flagowego serialu z końcówki lat osiemdziesiątych, na tę informację żywiołowo zareagowali moi rówieśnicy. Nie tylko dlatego, że można będzie (czas przyszły, bo polska wersja debiutuje dziewiątego kwietnia; za oceanem nowe Kacze opowieści śmigają już od paru ładnych miesięcy) przypomnieć sobie czasy słodkiego dzieciństwa, ale i po prostu zobaczyć potencjalnie dobrą rzecz. Bo Kaczki – rozumiane jako szerszy koncept – to przecież ani żadna ramota, ani coś, czym jaramy się w ukryciu, bo obciach. Kaczor Donald, choć zniknął ze stacji benzynowych Orlenu, nadal jest wydawany i nadal czyta się to świetnie, mimo że minęło już przecież tyle lat odkąd pośpiesznie zrywaliśmy folię z pierwszego zakupionego za kieszonkowe numeru. Ba, ostatnio wznowiony przez Egmont klasyk Życie i czasy Sknerusa McKwacza autorstwa Dona Rosy, duchowego spadkobiercy Carla Barksa, stoi u mnie na półce obok komiksowych arcydzieł Alana Moore'a i Franka Millera. Ale wróćmy do Kaczych Opowieści. fot. Disney Channel Tak naprawdę to nie komiksy, a słynny serial, oryginalnie emitowany w latach 1987-1990 (u nas od 1989 do 1993), stworzył dla mnie kaczy świat i - mając tych kilka lat - zastanawiałem się, czemu wszyscy znają akurat Kaczora Donalda, skoro bohaterami mojej kreskówki są Sknerus, Hyzio, Dyzio i Zyzio? To tu narodziły się (oczywiście dla mnie, bo wtedy nie znałem jeszcze prekursorskich dzieł Barksa, na podstawie których rzeczona animacja powstała) lubiane przeze mnie i eksploatowane potem przez niemal wszystkie media schematy fabularne, które można niejako podzielić na dwie grupy, czyli odcinki opowiadające o globtroterskich wyprawach po skarby tego świata oraz te z Braćmi Be, Magiką czy Forsantem próbującymi obrobić Sknerusa z jego szczęśliwej dziesięciocentówki. Niektóre zmiany, jakie zainicjowali scenarzyści, jak chociażby dopisanie Granitowi szkockich korzeni albo wymyślenie kruka Poego dzisiaj funkcjonują jako kanoniczne. Disney sporo wtedy ryzykował, bo team odpowiedzialny za animację siedział w Japonii, co generowało wysokie koszta bez gwarancji zwrotu, lecz serial z miejsca okazał się sukcesem – nawet w dawnym Związku Radzieckim; była to pierwsza emitowana tam amerykańska kreskówka od czasu zakończenia Zimnej Wojny – stacje telewizyjne na całym świecie pokazywały go aż do samego końca tamtego stulecia. Piosenkę tytułową przetłumaczono na przeróżne języki. Kacze opowieści doczekały się także paru kreskówek odpryskowych oraz niezliczonej liczby produktów towarzyszących, z których dla mnie najważniejsza była zdecydowanie gra, ale już ta trzecia, na Amigę. Na poprzednie załapałem się, grając u kumpli, bo nigdy nie miałem u siebie Pegasusa, ani, tym bardziej, oryginalnego Nintendo. A DuckTales Remastered to było naprawdę coś – rywalizacja pomiędzy Sknerusem i Forsantem o skarby, dowolność wyboru miejsca na mapie, różne tryby rozgrywki, no i najładniejsza na świecie grafika. O zaszczytne miano najlepszej gry z Kaczkami rywalizowała u mnie z Donald Duck's Playground, gdzie zarabiało się hajsy na prezenty dla Hyzia, Dyzia i Zyzia, przerzucając skrzynki na zapleczu warzywniaka albo przestawiając zwrotnice. Obie gry, kiedy tak teraz o tym myślę, znajdowały się na przeciwległych biegunach – tutaj mamy ubogiego proletariusza tyrającego jak wół na cztery etaty, żeby zarobić trochę grosza, a tam próżniaczy wyścig zblazowanych bogaczy o grube miliony. Rzecz jasna wtedy nic takiego nie przyszło mi do głowy. Liczył się jedynie aspekt przygodowy Kaczych Opowieści. fot. Disney Channel Mając na barkach tak duży nostalgiczny bagaż, trudno się nie obawiać nowego serialu, czemu zresztą internet głośno dał wyraz, krytykując pierwsze zajawki i puszczone do sieci kadry. No pewnie, że to nie to. To już nigdy nie będzie to. Kacze Opowieści są kreskówką dla nowego pokolenia, które jara się memami i YouTube'em, dlatego Disney będzie miał jeszcze trudniej, niż kiedy przed laty wydawał spore sumy na japoński zespół. Ale jednak się udało i na Rotten Tomatoes pierwszy sezon dobił do pełnych 100%. Zresztą chyba się też i tego spodziewano, skoro decyzja o produkcji kolejnej serii zapadła jeszcze przed emisją premierowego odcinka. Teraz przyjdzie czas na prawdziwy test, czyli eksport kreskówki do Europy. No i, jako że jednocześnie wydawany jest również korespondujący z animacją komiks, liczę na to, że doczekamy się także następnej gry. Bartek Czartoryski. Samozwańczy specjalista od popkultury, krytyk filmowy, tłumacz literatury. Prowadzi fanpage Kill All Movies.

313.

ANDRZEJ JANISZ komentator sportowy radiowy i telewizyjny 1. Oczywiście Robert Lewandowski i każde uzasadnienie tej kandydatury będzie banalne. Podam więc tylko jedno: wystarczy spojrzeć na tabelę Bundesligi i miejsce Borussii Dortmund. 2. Adam Nawałka za wykonaną pracę, dzięki której oglądanie meczów reprezentacji Polski nie jest już traumatycznym przeżyciem, lecz wiąże się z coraz większą przyjemnością. 3. Szczęsny – Olkowski, Glik, Szukała, Boenisch – Żyro, Jodłowiec, Krychowiak, Kucharczyk – Lewandowski, Milik. 4. Wszystko, co mogą i co potrafią. Utrzymać miejsce w składzie trudno, zagraniczny transfer kusi, więc widzę tylko pozytywne impulsy. Szaleństwem jest w obecnej sytuacji markowanie gry i chowanie swoich atutów. Do tego obecny system rozgrywek, czyli zwiększona liczba spotkań, nie wybacza prowizorki, przynajmniej jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. 5. Jest mniej pieniędzy, siłą rzeczy również mniej piłkarzy wysokiej klasy. Gwiazdami ligi są Radović i Duda, przy czym ten ostatni już niebawem Polskę opuści. Wyjazdy najlepszych polskich zawodników także powodują utratę jakości, przy czym nie zawsze są przemyślane, co pokazują perypetie Dawidowicza w Benfice. Polska Ekstraklasa jeszcze długo nie będzie mogła konkurować z najlepszymi ligami. Jeden klub tak, ale nie cała liga. 6. Tak, jeśli są to tacy ludzie jak Henning Berg czy Ricardo Moniz, czy swego czasu Theo Bos lub Robert Maaskant. Muszą jednak mieć czas, by zrobić coś dobrego w nowym środowisku, nie są cudotwórcami. Poza tym muszą to być ludzie z państw o podobnych systemach piłkarskich i warunkach klimatycznych. Niemcy, Holendrzy, Skandynawowie lepiej się odnajdą w polskiej lidze niż Hiszpanie czy Portugalczycy. 7. Jeszcze niedawno z drwiną i szyderstwem. Ostatnio z nadzieją, a w przyszłości oby z szacunkiem. WOJCIECH GĄSSOWSKI piosenkarz, muzyk, kompozytor 1. Zdecydowanie Robert Lewandowski, bo przecież jest twarzą nie tylko polskiego, ale i światowego piłkarstwa. To zawodnik na bardzo wysokim poziomie. 2. Henning Berg – wychodzi ze mnie legionista, ale pomijając moje sympatie, ten trener prowadzi drużynę w niekonwencjonalny sposób. On by sobie poradził, mając nawet tylko dwóch, trzech obcokrajowców. Podoba mi się nieustanna rotacja, wyławianie bardzo młodych polskich zawodników. Można powiedzieć, że Berg wyciąga futbolowe króliki z kapelusza. 3. Boruc – Piszczek, Glik, Szukała, Jędrzejczyk – Grosicki, Jodłowiec, Krychowiak, Mila – Milik, Lewandowski. Niczego innego nie wymyślę. 4. Poziom naszej ligi trochę się podniósł. Polscy gracze jeżeli mają coś z siebie dać, to dają, ale problem w tym, że nie wszyscy mają… 5. Istnieje zasadnicza różnica – polska liga w porównaniu z zagraniczną jest prostu biedna. 6. Niektórzy tak, jak wskazuje przykład wymienionego przeze mnie Berga. 7. Przede wszystkim z dwiema datami – 1974 i 1982 r. – kiedy reprezentacja grała na światowym poziomie. Jako niepoprawny optymista wierzę, że polscy piłkarze nawiążą do wspaniałej tradycji i sprawią nam jakąś przyjemną niespodziankę. TOMASZ JAGODZIŃSKI dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki 1. Arkadiusz Milik. Za to, co w piłce nożnej ceni się najbardziej – za regularne zdobywanie bramek. Zwłaszcza tych najważniejszych, w meczach reprezentacji. 2. Wakat – żaden szkoleniowiec pracujący w Polsce w pełni nie zasłużył na ten zaszczytny tytuł. 3. Szczęsny – Olkowski, Glik, Szukała, lewa obrona – wakat, w pomocy wakat na prawej stronie, Krychowiak, Mila, Grosicki – Milik, Lewandowski. 4. Nasi ligowcy dają z siebie tylko tyle, na ile ich stać. Zdecydowanie odstają od ligowców europejskich umiejęt­nościami technicznymi i dlatego zbyt często piłka przeszkadza im w grze. Poza tym nie są przygotowani fizycznie do rozgrywania meczów co trzy dni, tylko co tydzień. Widać to zwłaszcza po okresach przerwy na zgrupowania reprezentacji. Wówczas mecze ligowe są dość widowiskowe, piłka jest rozgrywana szybciej i pada więcej bramek. 5. Najważniejsza, najistotniejsza i najbardziej pogrążająca poziom polskiego futbolu różnica to ta, że w żadnej liczącej się w Europie lidze nie ma cudacznego systemu wyłaniania mistrza kraju poprzez idiotyczny podział na grupy i rozgrywanie siedmiu nikomu niepotrzebnych dodatkowych kolejek w tzw. play-offie. Ponadto nasi ligowcy są słabo wytrenowani fizycznie i mają beznadziejną technikę użytkową, co prowadzi do szybkich strat piłek. Od dawna w polskiej lidze nie ma choćby jednego rasowego napastnika, który potrafiłby zdobywać gole po minięciu kilku rywali. Ostatnim, który to potrafił, był Paweł Kryszałowicz. Ale nawet ja już nie pamiętam, kiedy to było… 6. Zagraniczni trenerzy pracujący w Polsce podnoszą poziom, ale… własnych zarobków. Generalnie z ich pracy niewiele dobrego wynika dla polskiego futbolu. Są uwikłani w niewłaściwe kontakty z menedżerami i ściągają na potęgę obcokrajowców, którzy „zaśmiecają” naszą piłkę. Boją się ryzyka włączania do drużyny młodych zawodników. W grze forsują system „angielski” i stawiają na „walczaków”. Jedyny wyjątek (Henning Berg) tylko potwierdza tę regułę. 7. Dziewięciu na dziesięciu statystycznych Polaków na takie pytanie odpowie niestety krótko: z korupcją! Moje skojarzenie jest nieco inne. Mam na myśli nieudolne sędziowanie, które w niemal każdej kolejce doprowadza do szewskiej pasji kibiców, trenerów i zawodników. Ale kogo to obchodzi. Strony: 1 2 Podobne wpisy Kolejna wyprawa do Lawson Delta z Piszczałem i Sinnertem zostawiła po sobie słodko-gorzkie wspomnienia. Kilka dobrych decyzji, kilka dobrych strzałów przynio
Czwartkowe smutki... bez zdjęć. Smutno mi dziś... bo dziś jest koncert. A ja kocham koncerty. Te poważne, te jazzowe... a przede wszystkim te dla mniej grzecznych dziewczynek. A w ciągu ostatniego roku nie mogłam niestety zbyt często na takich bywać :( I Eddiego kocham, od wielu, wielu lat; miałam to szczęście słyszeć go już na żywo parokrotnie, nawet sobie go z bliska obejrzeć :P ale ciągle mi mało. I tak mi podwójnie smutno, bo poszalałabym trochę na koncercie i bo Eddiego dawno już na żywo nie słyszałam... a nie mogę. Już nawet miałam jechać, ale jednak okazało się, że guzik :( Kto dziś jest na Pearl Jamie, niech wyszaleje się też za mnie, co?... Ehhh... No, ale co jest najlepsze na smutki? Podobno kobiety chodzą na zakupy... ja nie, nie przepadam jakoś szczególnie za kupowaniem ciuchów itp. Relaksujące kąpiele tez odpadają, ilość wanien w posiadaniu = 0. Ewentualnie można rzucić sie wir pracy, ale niedawno z niego wypadłam, nie chce mi się wracać... osobisty przytulacz zajęty... no to co mi zostaje?? Poza rozwiązaniami procentowymi, które akurat w tej chwili odpadają :) można jeszcze pocieszać się czymś słodkim, ale ja słodkie lubię piec, a nie jeść... dołka mam... Nie Kochane, nie jestem w ciąży, bo chyba o tym niektóre z Was pomyślały :))
Tytuł dzisiejszej notatki może wydawać się nieco zaskakujący, lecz będzie zrozumiały, gdy wyjaśnię, że nawiązuje on do tytułu notatki opublikowanej w październiku 2020 r. pod tytułem Raz na wozie, raz pod wozem. Wymieniłem w niej m.in. wyrok wydany dnia 7 sierpnia 2020 r.
Autor Wątek: Raz na wozie raz pod wozem... (Przeczytany 3585 razy) Ruda sorki jwzeli byl juz podobny watek... piszcie o swoich (malych, heh) niepowodzeniach i przedewszystkim o sukcesach!!! i jak do nich dojsc a jak unikac wpadek. rady na wszyyystkie tematy (oczywiscie konskie) mile widziane Zapisane Moje duże niepowodzenie spowodowane własna głupotą to:Wisadłam na konia po 3 miesiacach stania z nadzieja ze jakos to szło nam od samego początku,umiałam jeszcze mniej niz umiem do przodu,dosyc młody wtedy był jeszcze srednio nauczony,ja sztywna,on sztywny,miałam jeszce niestabilna reke,poza tym nei umiałam postawic na sie tym ze kon mnie szalenie poniósł,ja spanikowałam,spadłam a on mnie poturbował tym chciała zrezygnowac ale ocziwscie nei zrezygnowałam Kolejne niepowodzenie wg mnie ostatnio na zawodach(co parwda wewnetrznych)konkursik 80cm wydaje sie niski ale poejchałam to bez przygotowania praktycznie bo skakałam tylko pojedyncze 80 z raz czy dwa moze koło jednym okserze prawie spadłam bo oczywscie nie wyliczyłam sobei tempa ani fuli i konio sie musiał z daleka rozgrywka 90 to juz w prawda zajełam 4 miejsce ale to dlatego ze kon wyjatkowy do to jechała na styl to by mnie chyba wywalili No a powodzenia...hmm...duzo było takich drobnych,nie chce mi sie na kazdej jeźdzuie zdarzaja sie małe powodzenia i niepowodzenia i różne szczeghóły które wychoddza raz lepiej raz upadków było z soboty jak wpadłąm na stojak od prtzeszkody i dostałam w czoło i pare innych miejsc. Zapisane Princessa Zapisane Forum Zwierzaki moimi największymi niepowodzeniami są chwile zwątpienia, kiedy zastanawiam sie czy nie lepiej byłoby rzucić to wszystko w diabły Zapisane Princessa o to tez...czasem mam takie uczucia ze po co ja to robie jak jestem beznadziejna...ale nie umialabym...robie to co kocham i mam swoje marzenia oraz plany...nie moge tego tak rzucic i sruu... Zapisane Raven Zapisane Ja zazwyczaj jak siadam na konia poz jakims wzgledem trudnego to jest tak ze przez sekunde mysle k** po co ja to robie?ale za momencik biore sie w garsc i ćwicze do rezygnuje dopiero wtedy jesli cos mogłoby zagrazac mojemu zyciu,bardzo zadko sie cos takiego ludzi mi mówiło ze jestem wytrwała i "twarda".Moze prawda mzoe nie,przynajmniej staram sie taka byc Zapisane ja jak narazie mialam 3 upadki (w tym 1 zeslizg) tyż. Ostatnio we wtorek wogóle mi nie szło! źle siedziałam, wogóle popełniałam błędy takie że masakra. Nie wiem czemu Na szczęście w czwartek juz było ok. Zapisane Cieciorka A miałyście kiedyś jakieś urazy do np. galopu? Ja osobiście nie, chociaż po pewnym mocniejszym upadku nie byłam pewna czy dam radę, ale często jak ktoś mocno oberwie to później się trochę boi... jak było z Wami? Zapisane Forum Zwierzaki Princessa Zapisane Ja miałam wieeelkiego stracha przed galopem. Pewnie dlatego, że kiedyś jak ćwiczyłam półsiad w kłusie na wielkim maneżu klacz poniosło i zaczęła galopować, nie wiem czy to nie cwał był, ale nie wiem. Klaczka była znana z tego że w galopie niewygodna i szybka, a ja nie uczyłam się jeszcze galopu. Poleciałam do przodu, ale nie spadłam, byłam "przyklejona" do szyi. Dzisiaj wiem, ze było to najgorsze co mogło byc, mogłam wpaść pod nia itd. ale wtedy o tym nie myślałam Dopiero po jakimś czasie udało się ją zatrzymać... Ale uraz pozostał. W nowej stadninie proponowano mi naukę galopu po pierwszych lekcjach, ale odkładałam na później. Po pierwszym razie spodobało mi się, ale niespecjalnie. Bałam się puścić siodła... Później jak puściłam spodobało mi się, ale nie mogłam zabardzo etgo załapać. Później zaczęłam robić postępy w galopie, nadal nie jest idealnie, ale bez porównania do sytuacji sprzd kilku miesięcy, gdzie trzymałam się siodła i byłam sztywna. Raz spadłam w momencie przechodzenia z kłusu do galopu [nienawidzę tego momentu], na dodatek koń odskoczył i jakoś tak wyszło. Najgorsze było, jak mialam zagalopować, a sie bałam. Na poczatku dawałam wodze i przykładałam łydki jak do galopu, koń zaczynał galopowac, a ja ściągałam wodze i koń przechodził do kłusa Raz po 3 lekcji [jeden zeslizg i gleba zaliczone] poszlysmy na wiekszy manez [oczywiscie na lonży], bo na małym cos tam było. Strasznie się bałam, nie mogłam nawet dotknać ucha, a o polożeniu sie na zadzie nie bylo mowy! Nie wiem czemu sie tak bałam, od początku przeczywałam że mi nie wyjdzie. Nastepnego dnia było już ok A galop to kocham na mojej ulubionej kobyłce Pierwszym duzym koniem na którym galopowałam [galopu uczylam sie na kucu] byla Iska [w skrócie] ale ona galop ma taki niewygodny, ze chyba wszyscy "podskakują" w siodle Wtedy podobało mi się, ale jak zagalopowałam na innym koniu to bez porównania Zapisane co do moich urazów to miałam uraz do galopu po tym jak mnei pewnein kon 2 razy bardzo poniósł i wpadłam mu pod uraz do galopu tylko nie zdazyłam pzrełamac urazu o tego konai bo został troche urazu do czyszczenia tylnych kopyt bo pewna klacz troche kopała a ja nie umiełam dobzre kopyta złapac i była teraz umiem i jest git Po ostatnim upadku na stojak d przeskzody myslałam ze bede miała mały uraz do skoków ale nie w piatek konia mi zajeli to wziełam klacz która chodizła w cały swiat,teraz jest troche lepiej ale duuuzo pracy przed sie czasami okropnie co mnei dprowadzało poprostu do wisiałam jej na ryju,zreszta ja mam delikatna jak jej odpuszczałam to szła z głowa strasznie nisko, galpie doprowadzałysmy sie do porzadku chyba z 10 min zeby to jakos paroma wzgledami jednak bardzo sie poprawiła i to mnei do młodych i srednio nauczonych koni trzrba miec jednak maaase sobote mój ukochany tego konia Szedł stawac deba pare razy czym sie zreszta za bardzo nei przejełam bo generalnie jest spokojny ale jak to łogr czasami cos tam mzoe mu odwalic i to normalne sie ze własnie wtedy przyjechał nowy kon i on go póżneij było galopie coraz lepiej nam wisze jzu mu tak na pysku tylko staram sie bardziej dosiadem kontrolowac czasamiw ychodzi a czasami tez przejscia step-galop-step,stój-galop-stój, zmiany nogi ze 2 razy w takim koniu jeździc to sama mi sie chce jezdzic! Zapisane o sory to nie moja siostra tam wyzej tylko ja oczywiscie Zapisane Princessa no wlasnie tak czytam i patrze..anka na koniach? o Newada to ja widze postepy sie robi zreszta ja tyz xD Zapisane Zawieszala sie czasami okropnie co mnei dprowadzało poprostu do wisiałam jej na ryju,zreszta ja mam delikatna jak jej odpuszczałam to szła z głowa strasznie nisko, czytam... jak to dokładniej czułaś? cały czas parcie na wodze? bo kwestia wychodzenia do ziemi tak jakby koń zamierzał wręcz wąchać ziemię na rzuconej luźno wodzy jest jak najbardziej pozytywnym objawem... Zapisane Forum Zwierzaki Acha no to tym ze to nei było tylko na luźnej jej dlatego ze bałam sie ze jej za bardzo wisze na ryjku i ze przez to ona sie jest młoda i średnio siedzi na niej kltos poczatkujacy co sie zadko zdaza ale czasami z braku innego konia akurat ktos taki na niej ejzdzi,to jazda wyglada jakby soebie klaczka chodziła po pastwisku No ale do to czułam mneij wiecej tak jakby odpuszczała lekko w pysku i wszystko spok (wtedy nie napierałam bardziej na wodze tylko pozostawiałam tak a wrecz delikatnie otwierałam reke zeby czuła ze tak jest jej wygodniej)Ona momentami w takim lekkim zganaszowaniu(dodam ze nie ganaszowałam jej na siłe tylko przy normalnej wodzy ona troszeczke odpuszczała)jakby schodziła w dół i szła taka zawieszona,czasami sie zaraz podnosiła czasami własnie nie wiem czy miałam jednak za mocną wodze i czy powinnam jej odpuszczac maksymalnie w tych momentach kiedy sie wiesza czy trzymac reke raczej normalnie zeby sobie nie myslała ze moze sobie robic co jej sie zywnie na nia siadłam po jakiejs dziewczynce poczatkujacej z która klaczka robiła co poczatku ze mna tez próbowała kombinowac to dałam łydke,lekkiego bacika raz i sie zorientowała ze nie przejda te prawie jak w zegarku,(jak na nią oczywiscie) głowe trzymała normlnie na własciwym miejscu nawet w takiem zganaszowaniu normalnym mozna powiedziec,nie kombinowała miałam normalną,w sumie dosyc mocną ale tez bez zywym kłusem,dosc intensywnie do było tak jak powinno byc biorac pod uwage jej mozliwosci. Zapisane żebyśmy się dobrze rozumieli..widzisz tu nie jest taka oczywista sprawa kiedy oddac kiedy nie... ogólnie rzecz biorąc jeśli starasz się jechać na kontakcie a koń wali ci sie na rękę chamsko że aż cię bolą to nie mozesz jej oddawać i pozwolić na takie uwalanie się, w tym momencie półparady i energicznie do przodu, masz od tago bacik i ostrogi żeby nie pozwolić jej upaść na twoją rękę, zawsze każde działanie ręki, to z jaką siłą działamny musi mieć poparcie w odpowiednio silniejszym działaniu dosiadu i całej reszty, w takim przypadku sprawdza sie też czarna wodza bo koń sam sie przekona że nie ma na czym się najzwyczajniej uwiesićinna sprawa jeśli oddajesz wodze lekko a koń za nią podąża ale tylko tyle ile mu pozwolisz... poprostu nic innego jak zucie z ręki, wydłużasz wodze koń też sie wydłuża ale nie ma napierania czy uwalania sie i bez problemu mozesz wrócić do ustawienia i takie chodzenie z nosem przy ziemi i wychodzenie w dół i do przodu jest prawidłowe i pożądanechodzi mi o coś takiegojak najbardziej prawidłowe i pożądane ale bez napierania na wędzidło, przy energicznym ruchu naprzód i na tyle koń w dole na ile mu pozwala jeździec, bez problemu na podniesienie... dobrze zrównoważony i rozluźniony koń będzie szedł nawet z nosem przy samej ziemi w każdym chodzie Zapisane Zapisane Nanami A ja myslałam, ze takie jest nieprawidłowe... Bo ganaszowanie zawsze mi sie wydawało, ze koń wyzej ma trzymać łeb, a Jasiek wolał nizej trzymać i nizej łbem podązał... Ale widze, ze to prawidlowe Zapisane skad te przysłowie znam ... Zapisane ..... infde... nanami... zależy w jakim ustawieniu chcesz żeby koń szedł, powinnaś bez problemu być wstanie kiedy chcezs konia wypuścić w dół i bez problemu podnieść go, samo takie schodzenie głową w dół przy żuciu, wynikające z szukania kontaktu i podążania za wędzidłem to jednoi z Twojej inicjatywy się to dzieje a drugie to uwieszanie się na wodzy i napieranie mordą wdół czy chcesz czy nie... poza tym to jest jazda w pozycji w której koń ma nos w dół i do przodu i nie ma to nic kompletnie wspólnego z ganaszowaniem, nos ma być całkowicie przed pionem! a ganaszowanie to całkiem coś innego... i nie ganaszuje się konia ot tak, koń sam odpuszcza w potylicy w reakcji na działanie dosiadu i miękkiej ręki, mam wrażenie ze niektórzy wciąż nie rozumieją Zapisane Forum Zwierzaki Nanami Ja to jestem totalnie zielona w sprawach ujezdzania itp. wiec mogłam cos poprzekrecac Dopiero sie ucze tych pomocy uzywać. Nie napiera na wedzidło, a jak obniża łeb to bardziej czuć, ze angazuje miesnie zadu i skraca sylwetke. Normalnie nosi łeb wysoko, ale jak sie wewnetrzna łydka lekko i wewnetrznym nadgarstekiem lekko zgina pulsacyjnie wodze, to własnie zniza łeb, pode mną nosi nisko, pewnie go nie umiem poderwać, a byc moze tak mi sie wydaje, bo tak to wyglada z mojego punktu siedzenia, pod instrutkorem mam wrazenie, ze wyzej takiego robi, a ja nie wiem czemu taka zgarbiona, nie pamietam co robiłam. Zapisane Zapisane Princessa Zapisane newada przeciez nie musisz skakac, jesli sie boisz to tego nie rob bo ani to dla ciebie mile ani dla konia jak sie spinasz i telepiesz zdenerwowana na grzbiecie Zapisane A ja ostatnio mam tak mieszane - porazki i sukcesy Porazka jest na pewno to, ze nie moge, PO PROSTU NIE MOGE galopowac na jedna strone [lewa], kobylka pedzi i skraca, no ale coz, biegala na wyscigach. Na prawą już jest ok. Sukcesem jest na pewno ze juz celuje w sam środek drązkow, no i ze juz mam lepszy dosiad w galopie. Zapisane najprawdopodobniej jest poprostu sztywna i niezwrownowazona, nad tym pracuj... Zapisane No niby nie musze skakac ale jak juz jezdze z dobrym trenerem i w dobrym osrodku to chciałabym to te przeszkody chociaz ok 1 m powinnam miec opanowane,nawet jesli nie bede nic wiecej skakac,to podstawy powinnam jeździłam na koniu który strasznie pędzi,ale mimo wszystko jest mi na niej wygodnie i czuje sie pewnie a skacze tez wiem na czym polega błąd:nie wyliczam sobie fouli,nie czekam na nawet jak jej sie nie udało za bardzo wymierzyc ładnie, to nie poleciałam jak to zwykle robiłam tylko zrobiąłm troche wiekszy polsiad i nic musez cwiczyc i tyle Zapisane Forum Zwierzaki Princessa ja tez czesto zapominam liczyc i skacze na oko co jest zazwyczaj pelna gama porazek Zapisane Raven Skoki? Porażki? Skąd ja to znam? Cóż, dzisiaj totalnie zwaliłam zawody... Nie ma to jak samotny lot przed przeszkodą... Ech... Zapisane
W dzisiejszym nagraniu nawiązanie do poprzedniego wideo, w którym analizowaliśmy CIECH, Grupę Azoty oraz Sygnity. Poznamy aktualnie obowiązujące poziomy na „Wciągną nas w przygody wir i w kłopoty Mamy auta, laser i samoloty Być albo nie być Tu trzeba przeżyć Kaczki! (uuu -uuu) Dzioby w górę, zgodnym chórem Kaczki! (uuu-uuu) Raz na wozie, raz pod wozem Kaczki! ” ~fragment utworu czołówki serialu. Oryginalna angielska wersja: Mark Mueller Tłumaczenie na polski: Filip Łobodziński. Każdy kto oglądał ten serial w latach 90. na pewno pamięta tą piosenkę. Ja jednak trochę później go odkryłem, mniej więcej w 2011 kiedy to leciały powtórki na Disney Channel. Nie sądziłem, że po tylu latach do niego wrócę. Kto by pomyślał… Ale ja tu nie chciałem pomówić o serialu lecz o grze. Została wydana w 1989 roku przez Capcom na konsolę Nintendo Entertainment System i oryginalnego Game Boy’a. Ciekawe jest to, że ekipa, która stworzyła tą grę to ci sami ludzie, którzy stworzyli gry z serii „Mega Man”: producent Tokuro Fujiwara, grafik Keiji Inafune, and dźwiękowiec Yoshihiro Sakaguchi. Przejdźmy do rozgrywki. Gracz wciela się w Sknerusa McKwacza, który podróżuje po świecie poszukując skarbów. Musi on odnaleźć berło króla inków w amazońskiej dżungli, Monetę Zaginionego Królestwa w zamku Drakuli w Transylwanii, Wielki Diament Wnętrza Ziemi w kopalni w Afryce, koronę Czyngis-chana w Himalajach oraz Zielony Ser Długowieczności na Księżycu. Całkiem przytulny ten dom Drakuli w Transylwanii Nie jest to jakoś skomplikowana gra. Została przecież zrobiona na podstawie serialu dla dzieci. Trzeba przejść z punktu A do punktu B (wyjątkiem jest poziom na Księżyc, w którym trzeba najpierw odnaleźć klucz). Poziomy są otwarte i pełne sekretów. Twórcy starali się aby gra była w jak najmniejszym stopniu liniowa. Jeśli chodzi o sterowanie postacią, to ono jest proste. Oprócz zwykłego skoku i kucnięcia Sknerus może także użyć swojej laski jako drążka pogo aby zabijać przeciwników lub bez problemu przejść po kolcach. Ten atak jest bardzo przydatny jeśli gracz chce odnaleźć wszystkie sekrety w poziomach. Hmmm… Jak kaczka może oddychać na Ksieżycu bez skafadndra? Co do muzyki… to brak mi słów. Capcom jak zwykle odwaliło kawał dobrej roboty. Jak na ośmiobitową muzykę to nie sądziłem, że może być taka dobra. To takie piękne… I doniosłe, ale zarazem rytmiczne… W 2013 roku wyszedł remake tej gry. Prace nad nim zaczęły się już w 2011 roku. Odpowiedzialna za niego jest firma WayForward – twórcy serii gier „Shantae”. Nie sądziłem, że „DuckTales” stanie się jeszcze lepsze. Wszystkie poziomy są takie same jak w oryginale, ale w przeciwieństwie do niego ta wersja gry zmusza gracza do eksploracji aby móc przejść dalej. Zrobili więc z niej metroidvanię. Dla mnie to za dużo powiedziane. W przeciwieństwie do innych gier tego typu jest ona aż tak skomplikowana jak się wydaje. Przedmioty są od razu zaznaczone na mapie więc można je łatwo znaleźć. Oprócz oryginalnych poziomów ta gra zawiera także poziom w skarbcu, który jest pewnego rodzaju samouczkiem oraz ostatni poziom – wulkan Wezuwiusz, w którym walczy się z finałowym bossem, (zamiast w Transylwanii, którą należy przejść dwa razy w NES’owej wersji). Inną rzeczą, którą ta gra różni od oryginału są bossowie. Oni na pewno są trudniejsi. Nie sądziłem, że będę miał problemy z nimi w grze dla dzieci, a jednak… Oprócz oryginalnych poziomów ta gra zawiera także poziom w skarbcu, który jest pewnego rodzaju samouczkiem oraz ostatni poziom – wulkan Wezuwiusz, w którym walczy się z finałowym bossem, (zamiast w Transylwanii, którą należy przejść dwa razy). Warto także wspomnieć, że większości postaci głosów użyczyli aktorzy z oryginalnego serialu z lat 80. i 90. Między innymi w rolę Sknerusa z powrotem wciela się Alan Young, który zmarł w 2016 roku, a w rolę siostrzeńców – Russi Taylor. To był pierwszy raz kiedy usłyszałem aktorów z oryginalnej wersji językowej serialu. Jak miałem ok. 10 nie przyszło mi nawet do głowy aby oglądać bajki po angielsku. Jeśli chodzi chodzi o muzykę w tej wersji gry to jeśli myśleliście, że oryginalna była dobra to przygotujcie się na coś niesamowitego. Remix’y 8-bitowych utworów a także całkowicie nowe utwory zostały skomponowane przez Jake’a Kaufmana. W jednym z wywiadów powiedział: „Słyszałem to w mojej głowie, jako aranżacje, od kiedy miałem 10 lat więc widziałem co dokładnie zrobić […].” Dubstep? Może raczej Duck-step A wy co myślicie o tej grze? Graliście w oryginalną 8-bitową grę czy w wersję Remastered? A może w obie? A może pamiętacie jakąś zabawną scenę ze starego serialu? Zapraszam do komentowania. Nie ma to jak trochę nostalgii.

Wyrażenie raz na wozie posiada 3 synonimy w słowniku synonimów. Synonimy słowa raz na wozie: fortuna kołem się toczy, łaska pańska na pstrym koniu jeździ, raz pod wozem, Aby w pełni wykorzystać możliwości serwisu: WŁĄCZ obsługę JavaScript, oraz WYŁĄCZ wszelkie programy blokujące treść np.

Übersetzung von raz na wozie, raz pod wozem im Polnisch - Deutsch Wörterbuch: heute oben, morgen unten, Heute oben, morgen unten. raz na wozie, raz pod wozem in kontextbezogenen Übersetzungen wurde mindestens 17-mal gefunden. raz na wozie, raz pod wozem Czasem powodzi się lepiej, czasem gorzej. Übersetzungen raz na wozie, raz pod wozem Hinzufügen heute oben, morgen unten pl znaczące tyle co: czasem w życiu dzieje się lepiej, czasem gorzej Raz na wozie, raz pod wozem Übersetzungen Raz na wozie, raz pod wozem Hinzufügen Heute oben, morgen unten Stamm Übereinstimmung Wörter Raz na wozie, raz pod wozem. Einmal unten, dann wieder oben, Raz na wozie, raz pod wozem. Raz na wozie, raz pod wozem. Sie wissen schon, Treffer und Verfehlungen. " Raz na wozie, raz pod wozem ". " An manchen Tagen frisst du den Bär, und an anderen Tagen frisst der Bär dich. " QED Raz na wozie, raz pod wozem. Mal gewinnst du, mal verlierst du. Raz na wozie, raz pod wozem. Wie gewonnen, so zerronnen. Raz na wozie, raz pod wozem. Manchmal gewinnt man, manchmal nicht. Raz na wozie, raz pod wozem, prawda? Mal gewinnt man, mal verliert man, oder? Jest nas tylko czwórka, więc raz na wozie, raz pod wozem. Nun, wir sind nu zu viert, man kann nicht immer gewinnen. Raz na wozie raz pod wozem. Sie disputieren während einer Reise in der Kutsche. WikiMatrix Raz na wozie, raz pod wozem... Mal ist man oben, mal unten... W biznesie jest się raz na wozie raz pod wozem. Wissen Sie, in meinem Gewerbe muss man viele Höhen und Tiefen durchleben. Raz na wozie raz pod wozem. Er geht da hoch und dann... er kommt wieder hoch. QED Raz na wozie, raz pod wozem. Mal verliert man, mal gewinnt man. Raz na wozie, raz pod wozem. Mal gewinnt man, mal verliert man. Ten wiersz można sprowadzić do powiedzenia "Raz na wozie, raz pod wozem". Ich denke, man kann dieses Gedicht folgendermaßen zusammenfassen, "An manchen Tagen frisst du den Bär, und an anderen Tagen frisst der Bär dich." ted2019 Ale raz pod wozem, raz na wozie, co nie? Aber vorwärts und aufwärts, richtig? Liste der beliebtesten Abfragen: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M Przykład użycia: "Chodźmy na miasto, a nuż, widelec spotkamy kogoś ze znajomych." 8. "Łaska pańska na pstrym koniu jeździ" oraz "raz na wozie, raz pod wozem" to synonimy którego z
Końcówka minionego sezonu skupu i przetwórstwa owoców miękkich charakteryzowała się brakiem zapasów mrożonek, za wyjątkiem aronii oraz czarnych porzeczek. Sytuacja ta niepokoiła przetwórców już od wczesnej wiosny, o czym można było usłyszeć na licznych spotkaniach z producentami. Truskawki Na tych spotkaniach najwięcej uwagi poświęcano tegorocznemu sezonowi truskawkowemu, gdyż owoce te są podstawowym surowcem dla zamrażalnictwa i głównym polskim artykułem eksportowym (około 55% produkcji mrożonek i tyleż eksportu). Przeważał pogląd, że w tym sezonie notowania truskawek dla przetwórstwa będą znacznie wyższe, niż w fatalnym roku ubiegłym. Przetwórcy byli zdania, że trzeba będzie albo ograniczyć skup, albo poszukać tańszych truskawek zagranicą. Specjaliści wspominali także o potrzebie „przeorientowania” truskawkowego rynku. W przeszłości za racjonalną uważano strukturę produkcji — 70% 'Sengi Sengany’ dla przetwórstwa i 30% innych odmian (’Honeoye’, 'Kent’, 'Elsanta’, 'Elkat’, 'Selva’, a w przyszłości być może także polska kreacja 'Salut’) na potrzeby rynku owoców deserowych. Obecnie uważa się, że proporcje te powinny zmienić się na 1 : 1. Należy jednak dodać, że producenci, którzy od paru lat uprawiają wczesne truskawki deserowe, twierdzą, że obecnie trzeba już traktować ostrożnie inwestycje zmierzające do rozszerzenia tych upraw. Bardziej uzasadnione wydaje się natomiast instalowanie systemów nawadniających na istniejących plantacjach. Tegoroczny maj sprawił bowiem, że pierwsze truskawki spod włókniny były „ugotowane” — małe, zniekształcone, bez połysku i niezbyt smaczne. Na rynku warszawskim widać było jednak przede wszystkim dalszy ilościowy rozwój tego sektora. Wprawdzie liczne badania ankietowe dowodzą, że truskawki znajdują się wśród owoców preferowanych przez polskich konsumentów, ale trudno w najbliższym czasie liczyć na zwiększenie siły nabywczej ludności. Wydaje się więc, że zbytu należałoby szukać za zachodnią granicą. Rynek berliński mamy przecież pod bokiem, a polskie truskawki pojawiają się w sprzedaży znacznie później niż hiszpańskie. Większe są możliwości rozwoju produkcji truskawek na opóźniony zbiór. Do tego nadal zachęcają ceny, nawet ubiegłoroczne. Pojawią się jednak istotne ograniczenia. Do takich upraw nadaje się bowiem jedynie dostatecznie sprawdzona odmiana — Selva. Zdaniem niektórych, wynika z tego więcej szkody niż pożytku. 'Selva’ pięknie wygląda, jest wytrzymała na transport i… nie bardzo nadaje się do jedzenia. Jest już niestety grupa klientów, którzy doskonale o tym wiedzą i wszystkie późne truskawki kojarzą z 'Selvą’. Rozwiązaniem tego problemu jest rozszerzenie asortymentu odmian. Wtedy jednak konieczne staje się używanie sadzonek frigo. Trzeba zatem albo posiadać chłodnię, albo płacić za nie niemałe pieniądze. Tegoroczny sezon truskawkowy na warszawskim rynku rozpoczął się bardzo wcześnie. Pogoda jednak nie sprzyjała. Najpierw były upały i susza, potem zaczęło padać, ale w wielu miejscach opady były nadmierne. Konsekwencją suszy były niewyrośnięte owoce oraz nagłe i masowe pojawy kwieciaka malinowca, nadmierne opady — spowodowały epidemię szarej pleśni na plantacjach, na których zaniedbano ochronę roślin. Pierwsze owoce zobaczyłem w sprzedaży detalicznej 11 maja po 12 zł/kg. Później ceny kształtowały się następująco (za 1 kg): 14 maja — 8 zł, 20 maja — 6,5 zł, 24 maja — 5,5 zł, 27 maja — 4 zł, 1 czerwca — 2,5–3,0 zł, 4 czerwca — 3 zł, 7 czerwca — 3,5 zł. Skup owoców dla przetwórstwa rozpoczął się w pierwszych dniach czerwca. Na początku zakłady oferowały 1,4–1,6 zł/kg, ale już pod koniec tygodnia 2 zł/kg i przewidywano dalszy wzrost. Wyglądało więc na to, że w tym roku nie będzie raczej problemu ze sprzedaniem truskawek (i to po niezłych cenach). Może być natomiast kłopot ze skupieniem dostatecznej ich ilości dla potrzeb zamrażalnictwa. A mrożonych truskawek na rynkach światowych raczej będzie brakowało. Z powodu niesprzyjających warunków pogodowych zbiory w Kalifornii oceniane są jako nieudane, a w Hiszpanii były o 20% niższe niż rok temu. Spadła również produkcja truskawek w Meksyku, w Maroko i Turcji tegoroczne zbiory ocenia się również poniżej wieloletniej średniej. WYSOKOŚĆ ORAZ DYNAMIKA ŚREDNICH CEN (w zł/kg) OWOCÓW WYBRANYCH GATUNKÓW I ODMIAN NA RYNKU WARSZAWSKIM – CZERWIEC 2002/ CZERWIEC 2001 Czereśnie Pierwsze pojawiły się w sprzedaży 24 maja po 6,5 zł/kg. Były bardzo złej jakości — przypominały pestki obciągnięte skórką. Później jakość się poprawiła, ale niewiele zmieniły się ceny (6–6,5 zł/kg), chociaż owoców znacznie przybyło. Oceniano, że czereśni było mniej niż w roku ubiegłym, zaś deszcze dodatkowo spowodowały ich pękanie. Mało kto opryskiwał owoce solami wapnia, tym bardziej, że taki zabieg może pogorszyć smak czereśni, a także niekorzystnie wpływać na ich wielkość. Inne owoce Bardzo wczesne pojawienie się truskawek, a potem czereśni miało wyraźne konsekwencje dla innych sektorów warszawskiego rynku owoców. Znacznie zmniejszyła się podaż cytrusów, a skrajne oceny mówią nawet o załamaniu tego rynku. Mniej niż zwykle było także bananów, znacznie droższych niż przed rokiem. Na początku czerwca oferowano już importowane brzoskwinie, nektaryny i morele po 6–7 zł/kg. Sprawdziły się przewidywania pesymistów, którzy twierdzili, że wczesne pojawienie się truskawek będzie miało niedobre skutki dla rynku jabłek. Producenci posiadający chłodnie pytani, czy w czerwcu skończyli już sprzedaż jabłek, odpowiadali wprawdzie twierdząco, ale zwykle było to westchnienie ulgi – „tak, pozbyłem się…” Istotnie, ceny zamiast jak zwykle w czerwcu wzrosnąć, spadły. Za osiągnięcie można uznać sytuację, gdy komuś udało się sprzedać zawartość chłodni po średniej cenie około złotówki. Wielu decydowało się na bardzo rygorystyczne sortowanie, przeznaczając na rynek deserowy tylko owoce o średnicy 7,5 cm i większej. Reszta szła „na przemysł” — po 5 gr/kg — z chłodni, w czerwcu! Taka cena jabłek przemysłowych dobitnie świadczy o stanie rynku. W każdym razie, o mijającym sezonie wszyscy chcą jak najszybciej zapomnieć. Optymiści sądzili, że sezon truskawkowy skończy się równie wcześnie, jak się zaczął, a wtedy jabłka z chłodni z KA (a na początku czerwca było ich jeszcze niemało) będą znowu „szły”. Oby się nie przeliczyli. Truskawki się skończą, ale zaczną się maliny, wczesne śliwki czy papierówki. Doniesienia z Serbii mówią o katastrofalnych przymrozkach w tym, co oznacza większe szanse na europejskim rynku dla polskich wiśni i malin. DYNAMIKA HURTOWYCH CEN JABŁEK NA RYNKU WARSZAWSKIM W SEZONACH 1999-2002 Ten rok już będzie inny To najkrótsze podsumowanie obecnej sytuacji w sadach, które słyszę od wielu sadowników. Nie tylko kwitnienie wielu odmian jabłoni było słabe, ale też warunki dla zawiązywania owoców (za wyjątkiem pierwszych dni) nie były dobre. Susza i upał spowodowały, że kwitnienie trwało krótko, a znamiona słupków wysychały szybko. Dalszym tego skutkiem było intensywne opadanie zawiązków — zwłaszcza w sadach na słabszych glebach i na podkładkach karłowych. To samo dotyczyło śliw. Do tego doszły kłopoty z parchem po obfitych deszczach. Niektórzy sadownicy niezbyt uważnie śledzili tempo przyrostu liści i pomimo 8 zabiegów (tyle jest przeciętnie na Mazowszu) parcha mają. Owoców będzie mniej — w tym jabłek zapewne znacznie mniej. Pozwala to mieć nadzieję na lepsze ceny i przywrócenie równowagi na rynku. Żaden z istotnych problemów, dotyczących jego organizacji nie został jednak rozwiązany. W następnym roku rekordowych urodzajów rzeczywistość znowu więc „zapiszczy”.

-Na "Ee" to pociąg staje a na dzyń dzyń rusza !-No dobrze a powiedz mi w takim razie my w tym pociągu coś ten tego ?-No ten czego ?-No wiesz yyy,,,-Nie yyyy przecież okres mam zapomniałeś?-Czyli bezpieczni jo a teraz odpal ten pociąg jedziemy do Gargamela bo ciotka Paulinka musi poszukać trutki na wujka Kubusia ! -Co no dobra ! Ejj

Переводы «raz kozie śmierć» на русский в контексте, память переводов. Raz kozie śmierć ! Это для меня пустяки! Raz kozie śmierć . Будь что будет . – Dobrze, raz kozie śmierć. – Westchnął. – Poza tą sytuacją z Alexem prawda jest taka, że jestem spłukany

.
  • vvtw67lxyy.pages.dev/676
  • vvtw67lxyy.pages.dev/181
  • vvtw67lxyy.pages.dev/73
  • vvtw67lxyy.pages.dev/712
  • vvtw67lxyy.pages.dev/314
  • vvtw67lxyy.pages.dev/507
  • vvtw67lxyy.pages.dev/155
  • vvtw67lxyy.pages.dev/20
  • vvtw67lxyy.pages.dev/467
  • vvtw67lxyy.pages.dev/928
  • vvtw67lxyy.pages.dev/458
  • vvtw67lxyy.pages.dev/222
  • vvtw67lxyy.pages.dev/412
  • vvtw67lxyy.pages.dev/644
  • vvtw67lxyy.pages.dev/946
  • kaczki uuu raz na wozie raz pod wozem